Archiwum
O autorze
Ostatnie wpisy
Zakładki:
![]() ![]() Tagi
|
wtorek, 24 marca 2015
Co rano...
Co rano budzimy się z dorosłością w brzuchu Mowimy sobie, nie jest źle Ocieramy twarz z pyłu Ja was bardzo przepraszam Trzeba wstawać Czasem jedyne co trzyma nas w pionie to bo nawet poezja (jak się okazuje)
środa, 04 marca 2015
Nieskończoność
Jako dziecko ciągle myślałam o śmierci, nie mogłam spać w nocy, rozmyślałam o jej nieskończoności.
Pamiętam kiedy odkryłam koniec świata. Taki fizyczny, wiedziałam, że tam się kończy świat bo ziemia tam właśnie zakręca. Gdyby ktoś jeszcze tego nie wiedział to koniec świata jest za ogródkami działkowymi w Łańcucie. Dla bezpieczeństwa jednak odgrodzono go drucianą siatką. Sprawdziłam niedawno w Google maps, nadal tam jest. Z góry wygląda trochę inaczej, nie tak beznadziejnie. W dzieciństwie jednak wpatrywałam się weń, czując jak poczucie jako-takiej stabilizacji wycieka pomiędzy okami drucianego ogrodzenia. Chodzilismy tam na wakacjach, ja i brat, z dziadkami. Nienawidziłam tego szczerze; Najpierw trzeba było iść w upale jakieś 20 km (kilometrów może było ze dwa, a moze jeden) a potem utknąć między odgrodzonym drutem końcem świata a nieskończonością cynkowanego wiaderka, do którego zbierało się porzeczki.
Z tyłu otchłań i z przodu otchłań. A między tym gderliwi dziadkowie balansujący na krawędzi katastrofy jakby zupełnie tego nieświadomi.
Zaś w ich mieszkaniu na Lumumby (było jakieś pocieszenie w egzotyce tego faktu - nikt inny, znany mi nie mieszkał na ulicy Lumumby) leżałam w środku nocy wsłuchując się w nieskończoność tykającego zegara.
Ja, dziecko zakładowego osiedla, którego rzeczywistość definiowała cała symfonia codziennych i conocnych dźwięków - syrena hutnicza, przetaczane wagony z surowcami do produkcji szkła, zrzucana stłuczka szklana gubiłam się w nieznanej mi ciszy. W nowym miejscu, w ciemności trzeba było na nowo nawigować przestrzeń szczelnie wypełnioną czernią bez pomocy znanych dzwięków.
Oczywiście zegara też nienawidziłam - takie bydlę złodziejskie - jemu przybywało tyknięć moim kosztem - czułam to wyraźnie. Mojej rozpaczy dopełniały dziadkowe łapki na myszy rozstawione w kuchni (mieszkanie było w na parterze, w starym bloku z kaflowymi piecami), czekałam z szeroko otwartymi oczami na charakterystyczny trzask i pisk nieszczęsnej ofiary.
W ciemności wizualizowałam jej męczarnie w mojej pięcioletniej głowie aż nie nadszedł sen. Raz próbowałam dziadkowi rozbroic łapki; Przyciełam sobie palec, dostałam w dupę od dziadka a na koniec jeszcze wysłuchałam babcinego dramatycznego post-lwowskiego "ta, ty szalona, ta ja wam jeść muszę dać! Ta, ty by myszom wszystko dała! Szczerze mówiąc babcinego nawet myszy by nie zjadły – to był kolejny kalkulator nieskończoności – bezdenna głębia talerza z babciną zupą, która niezależnie od zawartości smakowała zawsze tak samo słodkawo i różniła się od reszty babcinych zup tylko kolorem.
Nie wiem jakim cudem w ogóle przespałam kawałek nocy na tych wakacjach u dziadków. Gdy tylko zaczynało rozmywać się w półśnie tykanie i myszy uratowane odpływały cynkowym wiaderkiem za zakręt na końcu świata... zaczynał chrapać dziadek jak skrzyżowanie radzieckiego lodołamacza z młotem pneumatycznym. No więc co to ja chciałam powiedzieć - przeżyłam własne dzieciństwo. Przemijanie mi już niestraszne.
sobota, 28 lutego 2015
Testament
Kiedy rdza mi się wetnie w cyferblat, A katafalk swój widzę ogromny Won mi z księdzem, precz z ostatnią omastą, I ubierzcie mnie do nich w pończochy, i żeby mi było bez płaczów! A gdy surmy zagrają mi zbrojne
środa, 18 lutego 2015
Na Płockiej. Pokój 160
Na sali cudów .................................. Nocami włoczę się po fejsie i wykradam ludziom kawałki postów. Tym razem ukradłam Magdzie Zymon.
środa, 11 lutego 2015
Tak zwana codzienność
Jeszcze wstąpić na pocztę,
poniedziałek, 02 lutego 2015
krótka refleksja
Nie orzo, nie siejo
niedziela, 14 grudnia 2014
Wiersze Mirki Szychowiak Spomiędzy zatęchłych kartek Jeden wiersz przemaka
sobota, 06 grudnia 2014
"Koniec sezonu"
Jeszcze siedli oparci o bramę zanosząc się śmiechem,
Ona zlizała mu z szyi jabłkowy sok, On zebrał pestki z jej piersi.
Jeszcze rzucili okiem za siebie. i poszli
Zabrali kilka niedzwiedzich skór, reprodukcję Masaccia do straszenia dzieci i węża.
zostawili Bogu na gałęzi jedno czerwone jabłko, błyszczące jak sam grzech,
żeby się wypchał.
Photo: Zbyszko Cegła
piątek, 31 października 2014
Skoro wszyscy o mgle....
wymknęli się z mgły, ..................... I dopisał Zbyszek: zniknęli za mgłą, Fotografia: Zbyszko Cegła, "Miasto w sepii" |